sobota, 8 listopada 2014

Sierra Nevada, schodzimy w dół: Refugio Poqueira - Alto del Chorrillo - Trevelez - Capileira

Po śniadanku płacimy. Za dwa dni pobytu ze śniadaniami i kolacjami plus jakieś winko, ciepłe prysznice, herbaty płacimy 138 euro. Hm Francuzi to przyjechali tutaj chyba w ramach oszczędności. Urocze miejsce, szczególnie teraz po sezonie. Gdyby miało spać w naszym pokoju faktycznie 16 osób to już było by mniej komfortowo.
 Żegnamy się, wypytujemy o drogę i przez  Alto del Chorrillo (2712m.n.p.m) schodzimy w kierunku Trevelez.
Refugio Poqueira









Wydawałoby się że prosta droga ale i tym razem gubimy się. Kręcimy się w kółko szukając szlaku. W desperacji (wioskę widać jak na dłoni jakieś 300 m poniżej) próbujemy zejść do wąwozu, ale robi się niebezpiecznie. Ostatecznie wracamy spory kawałek do szlaku i jeszcze raz uważnie rozglądając się na ułożone stosiki kamieni idziemy ponownie w dół. Dochodzimy do zabudowań. Kurdę pamiętamy to miejsce, ścieżka schodzi obok domu i nagle kończy się ogrodzeniem. Byliśmy w tym miejscu ale pomyśleliśmy że pomyliliśmy drogi i wleźliśmy komuś na pole. Doktor podchodzi bliżej, okazuje się,że fragment siatki można otworzyć jak furtkę. Otwieramy i co? Ano szlak idzie sobie spokojnie dalej, nawet oznaczony zielonymi znakami jest. Takie to zwyczaje. Tracimy godzinę, w wiosce jesteśmy w pół godziny (tak blisko byliśmy).
Miejscowość robi wrażenie.





Wizytę w wiosce rozsądnie rozpoczynamy od  szukania przystanku autobusowego. Musimy wrócić do Capileira, gdzie zostawiliśmy samochód i mamy zarezerwowany nocleg. Znajdujemy, dopytujemy czy to na pewno tu. Otrzymujemy potwierdzenie, więc spokojnie udajemy się na winko do swojskiego barku. Winka nie ma, ale jest piwko. Marudzić nie będziemy. Za piwko płacę 3,30 i dostaję w komplecie ziemniaczki z cebulką i papryczkami grilowanymi - oryginalny tapas. Dokupujemy jeszcze na bogato dwa tapasy z serem tutejszym i  dwa z szynką za każde 50 centów. Wszystko zamawiamy po hiszpańsku i na migi, a co za problem :-).



Na przystanek postanawiamy udać się wcześniej, nie mam pewności czy tu jednak coś jeździ o tej porze roku. Siedzę na przystanku i patrzę, że w dole jakby dalsza część mieściny. Nawet jakby taka dużo, dużo większa od tej w której jesteśmy (jakoś tak z 5 razy więcej). Jak już dostrzegam kościół to zaczynam się z lekka niepokoić i mówię doktorowi, że chyba powinniśmy tam zejść bo to  tam raczej centrum i może się okazać że tu ten autobus nie dojedzie. No oczywiście to problem, bo ja ciągle coś zmieniam, mam sto myśli na minutę i trudno to wytrzymać. No dobra, nawet się nie wkurzam tylko grzecznie mówię, że dzięki tym myślom to on właśnie tu jest a nie w Tatrach np albo w Rentynach. Otrzymuję pozwolenie na zejście, "byle szybko1" (tyle to i ja nawet wiem). Po drodze spotykamy otwarty sklep z szynkami i serami, z których produkcji słynie Trevelez.



Dopytujemy sklepikarza (uf mówi po angielsku) i faktycznie w dole jest przystanek ale na ten górny autobus też przyjeżdża, potwierdza również godzinę odjazdu którą znalazłam w necie. Kupujemy przy okazji szynkę i sery.

Właściwe Trevelez oglądamy sobie  przez okna autobusu.



 Autobus z Trevelez jechał 45 minut, bilet kosztował 1,80., w autobusie wifi i cudne widoki za oknem (www.alsa.es). To był super pomysł z tym zejściem do sąsiedniej miejscowości.
Na miejscu jesteśmy przed 17, autobus zatrzymał się prawie pod samym pensjonatem. Meldujemy się, dostajemy klucze i...pełen zaskok. Pokoik przytulnie urządzony, czyściutko, łazienka, otwieramy okna - widok na okolicę i urocze uliczki i zabudowania Capileiry. Pensjonat ma 1 gwiazdkę, nie wiem jak inne pokoje, ale naszemu do trzech gwiazdek to tylko suszarki do włosów brakowało. Za  dwuosobowy pokój zapłaciłam 35 euro.
Hostal Moraima jest doskonałą bazą noclegową, nie wiem jak latem bo klimatyzacji nie widziałam, ale my mamy super fajne miejsce, aż szkoda że tylko na jedną noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz