piątek, 7 listopada 2014

Sierra Nevada: Pico Mulhacen (3479 m.n.p.m)

Po wczorajszych przygodach, podczas wejścia  do schroniska, łapiemy grzecznie dyscyplinę i wstajemy wcześnie rano. Śniadanie o 7.40 i przed 9 wyruszamy wyżej. Pogoda kiepska, chmury i bardzo silny wiatr. No nic, idziemy, zawsze można wrócić. Brak oznakowanego szlaku, idziemy ścieżką w górę, która rozwidla się. Trochę na czuja, z mapy wiemy że na 3000 trzeba przeciąć drogę, którą wyraźnie widać. GPS zapisuje trasę więc jakoś wrócimy. Zanim dochodzimy do drogi pogoda robi nam niespodziankę. Przejaśnia się i z minuty na minutę odsłania się coraz więcej, a jest na co popatrzeć.
na szczycie Mulhacena










Po przecięciu drogi zaczynają się prawdziwe schody. Ostatnie 500 metrów przewyższenia to ostre podejście a każde 100 metrów wyżej daje się we znaki. Idziemy bardzo wolno, trochę nie bardzo wiemy jak nasze organizmy zareagują na taką wysokość.
Widok z Mulhacena na schron la Caldera

Zaczyna  wiać jak diabli, Mulhacen ponownie chowa się w chmurach, ale nie rezygnujemy. Widać coraz mniej ale na prawdę trudno zrezygnować jak przeszło się już tyle i w zasadzie za chwilę można być na szczycie.Doczłapujemy się w końcu. Zaskakująco spokojnie jest na górze.Wiatru nie ma, widoków też nie :-) Trudno nie tym razem, przynajmniej wleźliśmy. 3479 m.n.p.m, nawet na nartach nie byliśmy tak wysoko - jeszcze :-)
Na szczycie Mulchacena.

Zejściu w dół towarzyszy deszcz i słaba widoczność, ale jest w miarę ciepło, a wiatr słabszy.
Udało się.

Schronisko Poqueira.

W schronisku jesteśmy przed 18, w pokoju zimno, wszyscy siedzą na dole przy kominku. Dołączamy, kupujemy herbatę, winko i dostajemy miskę popcornu no normalnie prawie jak w domu. Kolacja o 20. Składa się z zupy, makaronu z sosem śmietanowym i szynką, kurczaka pieczonego (dwa udka) oraz deseru: domowego ciasta(dostajemy cztery kawałki, zresztą ciasto dostają również Ci którzy nie zamawiali kolacji). Wszystko jest  przepyszne, głupio nam że oddajemy niedojedzone porcje. Patrzymy na Francuzów, Hiszpanów. No nie wiem jak oni to robią, ale jedzą i oddają puste talerze. Dla nas to jednak trochę za późno na tak obfite jedzenie. Kolacja kosztuje nas 17 euro, chyba zbankrutujemy tutaj :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz