poniedziałek, 10 listopada 2014

Wakacyjnie: Malaga

Rano opuszczamy nasz fajny apartament i idziemy na śniadanko. Za pyszne dwa zestawy: (kanapki na ciepło, soczek świeżo wyciskany oraz kawę) płacimy 11 euro, aż się po prostu samemu nic nie chce robić. Zresztą  w centrum nie potrafimy zlokalizować sklepu żeby choćby wino kupić.
Idziemy do katedry, potem do Muzeum Picassa. Mamy pecha, dziś poniedziałek - muzeum zamknięte.

Katedra w Maladze



Udajemy się na plażę a potem na wzgórze  Castillo de Gibralfaro. Spacerujemy po murach zamkowych. Słońce mocno świeci, trudno uwierzyć że za chwilę u nas zima i święta. Ja się czuję jak podczas ostatnich dni wakacji. Z murów rozpościera się wspaniała panorama miasta i zatoki. I tak nam schodzi do 15.
 Na obiad siadamy w jednej z restauracji w okolicach Alcazaby. Jest niedrogo ale też szału nie ma. Po śniadaniu ten nasz obiad wypada bardzo, bardzo blado.
Po obiadku zwiedzamy Alcazabę  mauretańską fortecę z VIII wieku.
Za łączony bilet wstępu Alcazaba plus Gibralfar płacimy 3,55 euro.






Calle Marqués de Larios -
- jedna z ładniejszych ulic jakie kiedykolwiek widziałam
 









Katedra w Maladze - widok z Gibralfaro.

















Wieczorem wracamy na oświetlone tętniące życiem miasto. Zdjęć brak, zabrakło prądu w baterii, a ładowarka w Gdyni została.
Spacerujemy z przyjemnością, kupujemy na śniadanie bagietki w piekarni na Plaza  Constitucion i szukamy jakiejś knajpki na kolację. Niestety ponownie nie udaje nam się dobrze trafić. Generalnie miejsc do zjedzenia tu tyle, że przy naszym szczęściu może po tygodniu udałoby się coś lepszego namierzyć. Tylko nasza pierwsza śniadaniowa knajpka jest godna polecenia. Dwa kroki od apartamentu, na rogu Calle Alamos i Calle Carce, oferuje śniadania już od 3,5 a obiady od 6,5euro. No i trzeba było już niczego innego nie szukać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz